To była jedna z tych letnich nocy spędzonych w dużym, niebieskim namiocie ustawionym w ogrodzie państwa Szczęsnych. Weronika świeciła latarką prosto w oczy Wojtka kiedy to on próbował trafić
ją
jedną z wcześniej przyniesionych z domu poduszek. Wymknęła się z namiotu z wesołym piskiem a on pobiegł za nią. Kiedy wreszcie ją dopadł, przewrócił na trawę i zaczął łaskotać a Weronika nie mogła wytrzymać ze śmiechu.
- Rozejm? -
- Jak najbardziej. - Wyjąkała starając się pohamować śmiech. Położył się obok niej, tak, że niemal stykali się głowami. W ciszy spoglądali w rozgwieżdżone niebo i chyba snuli plany na przyszłość.
- Wiesz? Ja też zostanę bramkarzem. - Rzucił nagle zupełnie poważnie powracając z powrotem do pozycji siedzącej. Spoglądał na Weronikę, która poszła w jego ślady a potem położyła dłoń na jego ramieniu.
- A ja jak dorosnę to postawię cię na bramce... w moim klubie nocnym. - Zaniosła się śmiechem i uciekła, ale on znowu zdążył ją złapać.